Dla przestrogi!

Pisać  czy nie pisać? Zastanawiam się od poniedziałku. Zdecydowałam się, a może komuś się przyda..

Zaczęło się parę lat temu. Czułam, że coś się dzieje z głową i uszami. Szum w głowie towarzyszył mi codziennie. Ponieważ jestem człowiekiem wierzącym w medycynę i  postępy w tej dziedzinie, zaczęłam szukać pomocy. Laryngolog, jeden i drugi, kilkakrotny pobyt na oddziale laryngologicznym w Staszowie gdzie  dostawałam kroplówki, które za zadanie miały złagodzić szumy, wreszcie gdy to nie pomogło, szukałam pomocy w Instytucie Szumów Usznych w Warszawie. Po jakimś czasie doszłam do wniosku, że szkoda czasu i zachodu. Trzeba  się przyzwyczaić.

Z każdym następnym rokiem nie powiem, że szumy były większe, ale czułam, że słyszę niestety, słabiej. Nie to żebym w rozmowie z druga osobą  miała problemy, dobrze słyszałam dzienniki informacyjne w telewizji, ale już gorzej  było ze słyszeniem niektórych  filmów, a zupełnie źle  gdy na sali było wiele osób, które rozmawiały ze sobą. Jak Wam wiadomo lubię przebywać z ludźmi, co tydzień jestem na wykładach CHUTW, i tu zaczynał się problem. Siadałam w pierwszym rzędzie, ale nie zawsze to pomagało. Zdruzgotana wróciłam ze sztuki teatralnej „Ballady i romanse” Mickiewicza.  Rozumiałam jedynie aktora Bilińskiego (mówił wyraźnie z dykcją) natomiast nie rozumiałam co mówiło czworo innych aktorów. I kiedy moje koleżanki wybierały się na następną sztukę zrezygnowałam. Sama myśl, że nie będę mogła chodzić do teatru zasmuciła mnie ogromnie.

 Wreszcie dojrzałam do tego, że trzeba zbadać słuch. Nawet jak na zamówienie, na FB znalazła się reklama. Zadzwoniłam. Umówiono mnie. Tak jak się spodziewałam, po dokładnym, specjalistycznym badaniu, radzono zakupić aparaty, ale przed tym, na próbę, proponowano wypożyczyć  je na całe cztery dni. Zadowolona to nie byłam, gdy okazało się, że aparaty nie najwyższej próby, kosztować będą 10.000zł. Przy mojej  „emeryturze bardzo starego portfela” wydatek to nie mały.

Wróciłam do domu z dwoma aparatami. Okazało się, że lepiej rozmawia mi się, że telewizor też stał się bardziej przyjazny i w sumie wszystko idzie we właściwym kierunku. I tak było do soboty. Jeszcze zjadłyśmy smaczny obiad z córką, gdy nagle PRZESTAŁAM SŁYSZEĆ tak  PRZESTAŁAM SŁYSZEĆ. Z biegiem minut i godzin gdy nic na lepsze się nie zmieniało, zaczęłam co raz bardziej się denerwować, chociaż starałam się być opanowana, aby dodatkowo nie straszyć córki. Ustaliłyśmy, że córka zostanie do poniedziałku, że poszukamy laryngologa itd. Itd. Myśli miałam nieziemskie. Dotychczas nie zdawałam sobie sprawy z tego co to znaczy BYĆ GŁUCHYM.

Córka porozumiała się ze swoja córką w Warszawie, która na pomoc wezwała „sztuczną inteligencję” ( nie zmyślam, nie przesadzam). I ta inteligencja powiedziała jej, że przy takich szumach (był niesamowity)i nagłej głuchocie, można spodziewać się zatoru, wylewu i innych poważnych schorzeń głowy.

Mirunia (moja córka) po dodatkowej rozmowie z pewną pielęgniarką, która jest moją „przyszywaną córką” postanowiły wezwać pogotowie. Pogotowie przyjechało szybko, zbadało i zawiozło mnie do Szpitala Wojewódzkiego. Co się działo w mojej duszy zapewne każdy sobie wyobraża.

W szpitalu, wszystko poszło szybko i sprawnie. Zaprowadzono mnie do lekarza laryngologa. Pan był miły, sympatyczny a ja dokładnie mu opowiedziałam o wszystkim. Po niewielkim zabiegu, oczyszczeniu uszu, ODZYSKAŁAM SŁUCH.

Lekarz wyjaśnił mi wszystko dokładnie, woskowina, która była w uszach, pod wpływem działania aparatów, zatkała dokładnie wszystkie przewody i to było powód głuchoty. Powiedział, że jest to ewidentny błąd osoby, która założyła aparaty bez sprawdzenia woskowiny w uszach.

Piszę o tym dla przestrogi, do tych wszystkich, którzy mogą znaleźć się w podobnej DO MOJEJ sytuacji. Przed założeniem aparatów TRZEBA KONIECZNIE IŚĆ DO LARYNGOLOGA.

Dzisiaj wiem co znaczy być głuchym, to niewyobrażalne kalectwo.

Dodaj komentarz