Pożegnanie Grześka!

Miał lat 10, ja trochę więcej niż 20.  Był moim uczniem w trzeciej klasie Szkoły Podstawowej nr. 1 w Kudowie Zdroju, przy ulicy Buczka. Był najwyższy w klasie, dlatego siedział w ostatniej ławce, w rzędzie po lewej stronie. Był grzeczny, ułożony i nie sprawiał kłopotów. Po skończonej szkole podstawowej poszedł do  Zasadniczej Szkoły Zawodowej przy Kudowskich Zakładach Przemysłu Bawełnianego.

 W latach 70-tych ubiegłego wieku, ja wyjechałam z Kudowy do Chęcin, on jak mi potem opowiadał, znalazł się w Tychach, gdzie ożenił się i do końca tam mieszkał, będąc szczęśliwym mężem i ojcem.

Pewnego razu, w dobie Internetu i „Naszej klasy” Grzegorz mnie odnalazł. Od tego czasu nasz kontakt był stały. Wiedziałam o nim wiele, bo pisał, przesyłał wiadomości na Facebooku,  czasem dzwonił. Dowiedziałam się, że jeszcze w Kudowie stworzył zespół muzyczny, a kiedy przeprowadził się do Tychów  wiedziałam, że pracował nie tylko zawodowo, ale stał się społecznikiem znanym w Tychach. Pisał, tworzył i grał na gitarze. Organizował  imprezy dla dzieci i młodzieży   w tyskiej bibliotece. Przysyłał mi wycinki z gazet oraz zdjęcia z organizowanych imprez. Kiedy nagrał swoją pierwsza płytę, nie omieszkał mi też przysłać. Mam  również zdjęcia z Jego pracowni rzeźbiarskiej, a kiedy spotkaliśmy się w Sosnowcu przy grobie mojego męża, wręczył mi jedną  z nich.  Codziennie mam okazje na nią patrzeć, bowiem stoi wśród innych, podarowanych  lub kupionych przeze mnie rzeźb.

Nigdy nie zapomniał o imieninach, Dniu Nauczyciela i Świętach.

Takie życzenia otrzymałam w roku 2013 z okazji Dnia Nauczyciela: „ Klasówki poprawione, oceny wpisane, dziennik uzupełniony – czas odpocząć! Życzę pełnego relaksu, dobrego zdrówka i wspomnij czasem swojego ucznia. Wdzięczny uczeń z III b Grzegorz.”

Tak pisał w 2019 roku. : „ Posyłam gorące pozdrowienia wprost z pałacu ( Kochcice) Marzył mi się tron i oto mam. Z okazji Dnia Nauczyciela życzę wyśmienitego zdrówka, pisarskiej płodności oraz Wolnej Polski”

 A z okazji moich imienin i urodzin w roku 2021 przysłał kartkę z pięknymi różami i z życzeniami „ Wielu pięknych dni szczęścia, radości oraz spełnienia marzeń. Do miłego zobaczenia tego lata ( myślę, że nie będzie klasówki) Mocno ściskam Moją Panią Profesor. Grzegorz”

 W tym samym roku, ale na święta Bożego Narodzenia otrzymałam takie życzenia: „ Życzę by Święta były okresem pojednania i spokoju, by wszystkie problemy schowały się gdzieś w kąt a święta upłynęły w jak najlepszej atmosferze. Życzę dobrego roku 2022 – Grzegorz z Rodziną”.

Nie tak dawno przysłał mi książkę Norberta Grzegorza Kościesza „Dzielnica cudów, Nasz PRL , lata 80” w której autor opisuje życie a szczególnie zabawy dzieci i młodzieży na Zakrzu, dzielnicy Kudowy Zdroju, gdzie w czasie  swojego dzieciństwa mieszkał Grzegorz. Nie omieszkałam wysłać Mu również swoje książki „Nie warto było?” i „Raj na tej ziemi”, stąd wiedział o mnie znacznie więcej niż ja o nim. Był bardzo zadowolony z tych małych upominków, często w rozmowach powracał do nich.

Z rozmów telefonicznych dowiadywałam się, że ze zdrowiem Grzegorza nie jest najlepiej. Mówił o chorym biodrze i kolanach a potem o operacjach. W ostatnim czasie przypomniał sobie o nim rak płuc. Rozmawiałam z nim o tej ciężkiej i nowej chorobie. Był wtedy na rehabilitacji w Rabce.  Nigdy nie narzekał, wierzył w zmianę i poprawę. Wierzył również w to, że się spotkamy, obiecał odwiedzić mnie w Czerwonej Górze, tym bardziej że w pobliżu tzn. w Busku Zdroju, mieszkała jego rodzina.

Nie zdążył, na te wiosenne święta nie dzwonił, uczyniłam to ja, ale telefon milczał. Zaniepokoiłam się, ale nie myślałam, że może stać się  to najgorsze.

A jednak, wczorajszy telefon, (już nie od Niego), powiadomił mnie, że tuż po świętach Grzegorz umarł.

Żegnaj Grzesiu, tak być nie powinno, żeby uczeń umierał przed swoją nauczycielką. Byłoby mi lżej gdybym wierzyła, ze spotkamy się w innym, już Twoim, świecie.

Centrum Pamięci Kultury Żydowskiej –  synagoga w Chęcinach

Wczoraj miałam niezwykły dzień, na który czekałam z niecierpliwością. Nie wiedziałam tylko kiedy on nastąpi, stało się to wczoraj 18 stycznia. Nasz burmistrz Pan Robert Jaworski, zaprosił nas tzn. członków Chęcińskiego UTW, jako pierwszych do zwiedzenia synagogi, która jest po kapitalnym remoncie i czeka na oficjalne otwarcie. Sam nas oprowadzał po obiekcie, mówił z wielką swadą i znajomością rzeczy. 

Dlaczego dla mnie było tak ważne? Kwestią Żydów interesuje się od dawna, wydaje mi się, że od wczesnego dzieciństwa tzn. jeszcze w czasie wojny kiedy to Niemcy, wyrzucili nas ze szkoły i przenieśli do domów po wysiedlonych Żydach  było to w Sosnowcu,  w moim rodzinnym mieście, w roku 1941.

W czasach powojennych o zagładzie Żydów mówiło się powszechnie, w moim rodzinnym domu także. A kiedy w roku 1971 przeprowadziłam się do Czerwonej Góry a właściwie do Chęcin i gdy zobaczyłam zabudowę i dawną synagogę, wiedziałam że jestem w miasteczku, w którym mieszkali Żydzi.

Zapoznałam się z ich długą 400 letnią historią. Życie ich od samego początku nie było łatwe. Początkowo nie chciano ich wcale, potem mogli mieszkać poza miastem, a kiedy już mogli zamieszkać w miasteczku, to domy nie mogły być ich własnością, nie mogły stać przy Rynku i przy  ważniejszych ulicach.

 Jak wiemy zajmowali się głownie handlem i rzemiosłem, ale i tu napotykali  przeszkody, np. nie mogli  handlować suknem, ani warzyć okowity. Takich przykładów można by dać wiele.

Stosunki z chrześcijanami były chłodne, każda grupa wyznaniowa żyła w swoim odrębnym środowisku, ale nie były to stosunki wrogie.

Niezależnie od trudności, mieszkańcy Chęcin żydowskiego pochodzenia rozwijali się, mieli swoje domy modlitw, synagogę, która powstała w roku 1638, cmentarz, który zachował się do dziś, mykwę, szkoły- hedary, nawet bibliotekę i teatr.

Kiedykolwiek przechodziłam koło synagogi, zawsze myślałam o tych 4000 Żydach, których Niemcy zgromadzili na placu w roku 194 aby stąd wypędzić ich do Wolicy na stację przeładunkową a potem do Treblinki, aby ich tam uśmiercić.

Potem przez wszystkie lata powojenne  synagoga, służyła nam do różnych celów, była salą kinową, wykładową, miejscem spotkań, a nawet przez 2 lata  miejscem pracy Urzędu. Nie da się ukryć, że niszczała, pomimo różnych zabezpieczeń i małych remontów.

Pomysł Pana Burmistrza, aby odremontować synagogę, myślę że powstał jakieś 10 lat temu, od początku  pojawiały się różne  przeszkody, wydawałoby się nie do przezwyciężenia. Synagoga była własnością Gminy Żydowskiej w Katowicach, za którą życzyła sobie w pewnym  czasie aż 700tys, zł.,  upór i nieustępliwość, dążenie do raz obranego celu, spowodował, że synagogę otrzymała Gmina za darmo.

A potem udało się zgromadzić nie małą sumę, bo 9 mln zł( środki poza budżetowe) i uzyskać wspaniałego wykonawcę  RENEWAL. Art Spółka z o.o. z Daleszyc. Po 12 miesiącach (nie do wiary) Synagoga stoi jak nowa. Wzruszyłam się wchodząco do głównej sali,  modlitewnej gdzie zachował się ołtarz -aron z chęcińskiego marmuru, gdzie niegdyś w arce przechowywano Torę. Zaznaczono miejsce gdzie niegdyś stała bima. W gablotach umieszczono róże pamiątki a na ścianach widzimy portrety  Żydów chęcińskich, które udało się odtworzyć, niezwykle przedstawiono historię Chęcin oraz kirkut.

Na górze, tak jak niegdyś jest babiniec, gdzie Żydówki mogły przychodzić i z wysoka patrzeć jak ich mężowie się modlą.

I jeszcze jedna ciekawostka, na górze mieści się sala z przeznaczeniem głównie dla dzieci, gdzie odbywać się będą różnego rodzaju warsztaty, zapoznające z codziennym życiem Żydów.

Otoczenie synagogi też już przygotowane. Będzie tam można odpocząć podziwiać piękny obiekt z zewnątrz i pomyśleć nad losem naszych niegdyś współmieszkańców.

Jestem wzruszona, pełna podziwu dla twórców i wykonawców.

JA TO MAM SZCZĘŚCIE !

Nie będę pisała o szczegółach jak to się stało, że Natalia znalazła się w moim życiu i stała się w nim ważna. Właściwie to wojna sprawiła, że przyjechała z Ukrainy do Polski, gdzie wcześniej mieszkała Jej córka. A potem przypadek sprawił (wierzę w przypadki), że znalazła się w moim domu. Sam Jej widok sprawił mi przyjemność, ale jednocześnie martwiłam się czy będziemy mogły się bez trudności  porozumiewać, co prawda języki podobne, ale jednak…..

[i]Okazało się, że od pierwszego dnia starała się  mówić  po polsku i przy każdej nadarzającej się okazji pytała „ czy dobrze”?, ja poprawiam i tak z dnia na dzień moja Natalia mówi całkiem poprawnie po polsku, a przecież od tego czasu minęło niecałe 2 lata. Dla mnie  starej nauczycielki, chęć do nauki, jest niezwykle wysoko ceniona. Natalia wypożyczyła książkę mojego autorstwa „Nie warto było:? i przeczytała ją, a przy okazji mogła mnie lepiej poznać

Nie tylko ja Ją uczę, ale i Ona nauczyła mnie wiele, przede wszystkim przy Niej uczę się cierpliwości. Nigdy nie byłam cierpliwa, wszystko robiłam co prawda z pasją, ale szybko, nawet bardzo szybko. Nigdy nie było „później”,  liczyło się „już”, „natychmiast”. Teraz kiedy jestem stara przydałoby się spowolnić i tego właśnie uczy mnie Ona. Często  mówi „pomalutku”, „pomalutku” nie spiesz się, zdążymy.

Jest kulturalna, spokojna, uważna i zrównoważona. Kiedy bolało mnie gorzej  to nie znośne kolano, wiedziała kiedy pomóc, kiedy wziąć pod rękę, kiedy przeprowadzić. Nigdy na nic nie narzeka, a przecież wiem, że ma swoje kłopoty zdrowotne.

Chętnie gotuje obiad, kiedy wiem, że Natalia przyjdzie.. Kiedy już jemy, opowiadam co i w jaki sposób gotuję, jakie dodaje przyprawy itd.itd.. Zawsze Jej wszystko smakuj. ( czy naprawdę Natalio,?) Ona  mówi o potrawach ich, ukraińskich. Nasz „barszcz ukraiński” jest inny niż ich  „barszcz” .ale jednakowo są smaczne. I tak jak chętnie uczy się naszego języka, tak chętnie uczy się gotowania naszych potraw. Czasami wspólnie gotujemy pierogi, kluski śląskie, pyzy czy knedle. Przy niej nauczyłam się po obiedzie  pić kompot i dokładać śmietany, niemal do wszystkich potraw.( wiem, że to błąd, ale cóż czasami błądzimy)

Najlepiej lubię nasze pobyty w ogródeczku. Prawdę mówiąc bez Niej musiałabym zostawić, to co najbardziej kocham. Uwielbiam nasze wspólne kawy, jedzenie w altance „niezdrowych” ciasteczek i rozmowy. Widzę jak ona kocha rośliny, kwiaty i sosny zaglądające do naszego ogrodu. Bez niej mój ogródeczek nie byłby taki jaki jest,  to jej pracowitość sprawia, że jest piękny i zadbany.. Latem i jesienią zrywamy owoce  by potem robić soki i  wino, które   zawsze przypomina mi  Tadzia.

Natalia jest szczodra, nigdy nie zapomina o upominku z takiej czy innej okazji, lub bez okazji. Jestem skrępowana, bo wiem, ile może mieć dochodu .Ale cieszy mnie od Niej każdy drobiazg, lub kwitnący kwiatuszek.

Stała się dla mnie osobą bardzo bliską, dołączyła do grona moich czterech „przyszywanych córek”, a więc mam ich pięć.

Jest dobrą matką i babcią, chociaż bezpośrednio nie uczestniczę w jej życiu rodzinnym, to słowa, które wymawia o nich, wskazują, że jest  kochającą osobą. Myśli również o tych, którzy zostali w Ukrainie, o tych żyjących i o tych, którzy już są w innym wymiarze, o rodzicach i córce, dla nich właśnie dwukrotnie pojechała do swego kraju.

Często mówimy  o wojnie, która toczy się w jej  kraju. Mnie jak zwykle interesuje  polityka, zawsze byłam w jej kręgu, to też wiele czytam i chcę dużo wiedzieć  o Ukrainie i o toczącej się wojnie. Prawie we wszystkich kwestiach zgadzamy się, Ona mówi o prezydencie Zełeńskim, o głównodowodzącym gen.  Załużnym, korupcji, sytuacji na froncie, o latających rakietach nad Jej wsią, o żołnierzach, którzy zginęli, zaginęli lub zostali ranni, a żyli w pobliżu Jej dawnego miejsca zamieszkania.

I pomyśleć, że poznałam Ją dzięki wojnie, której nie chcemy i potępiamy, ale dzięki temu niezwykłemu przypadkowi moje stare lata są znacznie lepsze niż mogłyby być. Dziękuje Natalio.


[i]

Moje urodziny, mam 88 lat. Pierwsza z lewej Natalia

Śpiewa „Jesienna sonata”

Dwa dni temu, 5 października 2023r. rozpoczynaliśmy 8 rok działalności Chęcińskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Jak zwykle uroczystość piękna i podniosła. I jak każdego roku występował chór, który od 4 lat ma tą piękną nazwę, dzięki Heni, bo to ona miała  pomysł na tą liryczną nazwę.

Śpiew i muzyka zawsze była moją pasją, mając 13 lat w Liceum Sosnowieckim wstąpiłam do szkolnego chóru. Po dzień dzisiejszy wspominam nasze piątkowe próby, wspaniałego prof. Kurka, który prowadził nasz chór. Pamiętam również dzień, kiedy występowaliśmy w Katowicach a może w Chorzowie na święcie górniczym, gdzie śpiewaliśmy na 4 głosy „Hymn górników”. Okazało się, że już na wstępie zaczęliśmy  źle i nasz profesor przerwał śpiew, by za chwilę zacząć jeszcze raz. Wstydziłam się i ten wstyd czuje po dzień dzisiejszy.

Nieco wcześniej śpiewałam w chórze kościelnym, organista miał głos „barani” i tylko wtedy gdy za fis harmonią usiadł ksiądz Brunon Magott, śpiewaliśmy z radością.

Potem jeszcze jako młoda kobieta śpiewałam w Kudowskim chórze uzdrowiskowym, ale to wszystko było dawno, bardzo dawno i myślałam, że nigdy do śpiewania nie wrócę, chyba że przy biesiadnym stole czy ognisku.

Osiem lat temu, kiedy zostałam prezesem Chęcińskiego UTW, uznałam, że mogę mieć wpływ na powstanie chóru. Zaczęłam zbierać chętnych, ja byłam wśród nich, choć wiedziałam, że głos nie ten bo przecież miałam już 80 lat, robiłam to aby zachęcić innych. Powstała wtedy niewielka grupa śpiewająca. Chór zdecydował się prowadzić pan mgr Przemysław Gruszka, za marne pieniądze. Rozpoczęły się próby, jeden raz w tygodniu. Panie były bardziej chętne, gorzej było z panami. Zaczęliśmy od ćwiczeń, było różnie, raz lepiej, raz gorzej. Pan Przemysław starał się dobierać taki program, aby nie był za trudny dla śpiewających. Wiedziałam , że chór powinien mieć odpowiedni strój. Jak zwykle burmistrz przyszedł z pomocą, otrzymaliśmy 3500zł. Znalazła się dobra krawcowa, która uszyła stroje,  widzicie je na zdjęciu. Po trzech latach odeszłam z chóru (nie ten głos i co to mówić starość)swoją sukienkę przekazałam nowej chórzystce. Ale „mojemu” chórowi towarzyszę wszędzie, prawie na wszystkich występach, w hali, w Tokarni, w kościele i w innych miejscach. Cieszę się gdy pięknie śpiewają, przykro mi  gdy czasami coś nie wyjdzie. Dzisiaj chór liczy 25 osób, repertuar jest bogaty, śpiewają  pieśni patriotyczne, ludowe, kolędy i pastorałki, piosenki z lat 60, 70, 80 tych. Po każdym występie przybiegam do nich, by pochwalić i zachęcić. Wiem ile pracy należy włożyć, aby wszystko odbywało się jak należy, najważniejszy  jest oczywiście dyrygent  i zespół śpiewaczy, ale ważną rolę spełniają starostowie, którzy nie jeden raz muszą zawiadomić, przypomnieć, odwołać (Wanda Majcher, Halinka Szewczyk).

A teraz kiedy na rozpoczęcie roku zaśpiewali Gaudeamus, łzy mi się same cisnęły do oczu, jestem szczęśliwa, że nasz chór tak pięknie się rozwija.

To był mój Prezydent

Parę tygodni temu na dworcu kieleckim PKS w czytelni odbyło się spotkanie z byłym Prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. Oczywiście chciałam być, ale ilość zaproszeń była stanowczo za mała, abym mogła tam się dostać. Co zrobiła moja przyjaciółka Marysia, nie wiem, ale  była uczestniczką tego spotkania a na dodatek jako dobra przyjaciółka kupiła mi książkę i uzyskała autograf Pana Prezydenta.

 Książka gruba, grubaśna, ma 463 stron. Zawiera wiele zdjęć, widzimy maleńkiego Olusia z mamą i psem Psotką a potem bogate życie, w tym prezydenckie i po prezydenckie, aż do roku 2023. Jest to wywiad rzeka, który prowadził pan Aleksander Kaczorowski znany eseista i dziennikarz, autor m.in. biografii Bogumiła Hrabala i Vaclawa Havla . Co mnie  urzekło? Przede wszystkim język zwykły, prosty i zrozumiały. Jakże pięknie napisane jest o babci, mamie, ojcu, kolegach ze studiów, o tym jak zaczął interesować się polityką. Czytając, człowiek jest przekonany, że napisana jest prawda o tamtych czasach, a ponieważ sama żyłam ( no i żyję) w tych czasach a pamięć mnie jeszcze nie  opuszcza, to jest to dla mnie  przypomnienie znanej  mi, najnowszej historii Polski. W książce wymienione jest 455 nazwisk. Wśród nich liczni działacze polityczni, z kraju i całego świata, ale nie tylko. O wszystkich stara się mówić   pozytywnie a jeżeli jest to niemożliwe, to szuka zrozumienia dla ich postawy i poglądów. Nie jest napastliwy i to Go wyróżnia spośród wielu polityków. Opisana jest ze szczegółami jego prezydentura,  ale i potem działalność naukowa na prestiżowych uczelniach jak i doradztwo dla Ukrainy a także pomoc przy tworzeniu konstytucji Kazachstanu i Uzbekistanu.

Dla mnie szczególnie ważne są wydarzenia z Jego prezydentury z którymi się nie zgadzam, a mianowicie wojna w Iraku a i podpisanie konkordatu. Stara się wyjaśnić dlaczego podjął wtedy taką decyzję. Do końca mnie nie przekonał, ale wyjaśnienia są rzeczowe. 

Szczególnie w mojej pamięci zachowała się historia z istnieniem naszego województwa. Pamiętam jaka była walka o to, żeby utworzyć województwo kieleckie. Walka toczyła się o  to czy ma zostać woj. Pomorskie  czy  Kieleckie. Pan Prezydent pochodził z Pomorza i zapewne z nim  był uczuciowo bardziej związany , ale brał pod uwagę warunki gospodarcze i zdecydował na utworzenie naszego województwa. Przed podjecie decyzji  przyjechał do Kielc, morze ludzi zebrało się pod Ratuszem, wszyscy krzyczeli Olek, Olek i Olek pomógł.

Co jest głównym powodem, że cenie i to bardzo naszego dawnego Prezydenta. Po prostu nie zmienia swoich przekonań, był wierny zasadom lewicy i takim pozostał.

Kończąc swoją książkę Pan Prezydent dziękuje bardzo wielu ludziom, z którymi współpracował i dzięki którym, jak mówi, Prezydentura Jego była tak owocna.

Słowo się rzekło

Czas biegnie nieubłaganie. Nie obejrzałam się a tu od wydania mojej książki „Raj na tej ziemi” minie niedługo 5 lat. Jeden z rozdziałów książki zatytułowałam „Bliższa i dalsza przyszłość Chęcin i gminy. W nim pisałam o tym co w najbliższych latach ma powstać w Chęcinach. I cóż to miało powstać?

Rondo chęcińskie, droga 762 za całe 51 milionów zł., żłobek i przedszkole, szlak kulturowy Władysława Łokietka, mała, ale ważna droga w Dobrzączce, Chęciński Park Miejski, Zbiornik w Lipowicy, Komisariat Policji, Biblioteka i Dom Seniora, Staropolski Ośrodek Górnictwa Kruszczowego w Miedziance, Centrum Pamięci Kultury Żydowskiej w Chęcinach, liczne ścieżki rowerowe.

Zachęcam mieszkańców Chęcin i gminy żeby razem ze mną sprawdzili czy rzeczywiście „słowo stało się ciałem”. Jestem pewna, że chodzicie i jeździcie bezpiecznie dzięki rondu, które powstało już dość dawno w pobliżu szkoły. Czy nie jechaliście czasami do Małogoszcza  piękną, szeroka i wygodną   drogą? Czy nie posyłacie  swoje dzieci a może wnuki do przedszkola i żłobka? Zapewne wiele razy korzystaliście ze szlaku kulturowego Wł. Łokietka, może nawet nie zastanawialiście się, ze to właśnie tym szlakiem idziecie, który prowadzi  od Domu Kultury aż na zamek. A kto z Was nie odpoczywał w pięknym Parku? Kto jeszcze nie odwiedził Zbiornika w Lipowicy, to serdecznie zapraszam jest na co popatrzeć. Posterunek Policji, szary, o pięknej konstrukcji już dawno stoi. A czy korzystacie z licznych ścieżek rowerowych, myślę że tak, przecież one służą nie tylko turystom?

Z wielkim zainteresowaniem patrzę na postępy w pracach przy synagodze i już się cieszę, że budowa Biblioteki jest  zakończona.

Tak pisałam w swojej książce o tym przedsięwzięciu

„W miejscu brzydkim i zaniedbanym stoi dziś stary budynek

po dawnej Spółdzielni Kółek Rolniczych. Wkrótce ulegnie całkowi-

tej metamorfozie, zamieniony zostanie na piękny, nowoczesny dom,

przeznaczony głównie na potrzeby nowoczesnej biblioteki. Część

oddana zostanie seniorom, organizacjom działającym w Chęcinach,

w tym i dla Chęcińskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Mówił o tym

burmistrz podczas swojego wykładu „Chęciny – teraźniejszość i przy-

szłość”. Znajdzie się zatem miejsce i dla nas, członków CHUTW. Tu

będzie sala, w której odbywać się będą wykłady i warsztaty. Będzie

tam nasze biuro, stojące otworem dla wszystkich, nasi członkowie

będą zachęcać wszystkich przybywających do wspólnego działania. Tu

powstawać będą nasze plany, a myśli będziemy przeobrażać w czyn.

Będzie to miejsce stworzone dla wszystkich, którzy nie wiedzą, co ze

sobą zrobić w jesieni życia, a szukają przyjaznego miejsca i przyja-

znych ludzi. Przy herbatce, kawie i muzyce będą mogli spędzać czas.

Nasz dom będzie stał wśród drzew, krzewów i kwiatów, będzie tonął w zieleni”

Wczoraj odwiedziłam to miejsce. Budynek duży, przestronny, pięknie wykończony i wymalowany. Z dala widać napis „Biblioteka”.  Był zamknięty, ale zobaczyłam jego otoczenie. Rzeczywiście jest pięknie, ale będzie jeszcze piękniej gdy zasadzone krzewy, drzewa, i różne rośliny urosną. Ławeczki już zachęcają do spoczynku i rozmów ze swoimi  koleżankami i kolegami z Uniwersytetu. Nie widziałam wnętrz, ale jestem przekonana, że wszystko będzie urządzone tak jak należy, mamy na to liczne przykłady.

Wszystko wskazuje na to, że w najbliższych tygodniach będzie uroczyste otwarcie. Już dzisiaj dziękuje  Burmistrzowi za to, że obietnice raz dane, są  realizowane.

„Super Viktoria” dla naszego Burmistrza!

 Zostałam zaproszona na wielką galę, która odbyła się w ten piątek w sali Filharmonii Kieleckiej, związaną z przyznaniem nagród  Świętokrzyskiej „Viktorii” dla osób mianowanych przez 15 osobowa kapitułę. Nagrody były w trzech kategoriach, dla samorządowców, dla przedsiębiorców , dla wybitnych osobowości.

Uroczystość była wspaniale przygotowana, a o randze jej może świadczyć to , że część zasadniczą prowadzili osobiście  Marszałek Sejmiku Świętokrzyskiego Andrzej Bętkowski oraz Przewodniczący Sejmiku Wojewódzkiego Andrzej Pruś.

W każdej kategorii było 5 osób nominowanych. A jedna z każdej piątki otrzymała „Viktorię”. Burmistrz naszej gminy Pan Robert Jaworski startował w kategorii pierwszej – samorządowej. Wiadomo mi było, że  Burmistrz już dwukrotnie otrzymał to bardzo wysokie wyróżnienie. Zastanawiałam się czyżby to miała być nagroda tej samej kategorii, już trzeci raz? Okazało się , że nie. W tym roku nagroda była przyznawana  po raz piętnasty i z tej okazji ustanowiono nowy rodzaj nagrody „Super Świętokrzyską Viktorię”. I właśnie nasz Burmistrz otrzymał tą najwyższą nagrodę.

Przy takich okazjach prawie każdy zastanawia się czy nagroda była przyznana  sprawiedliwie i często wydaje swój werdykt. Nie byłabym sobą gdybym i ja tego nie czyniła. Jestem mieszkanką gminy ponad 50 lat,  którą interesuje wszystko co się w gminie dzieje. Bliżej jako człowieka, mogłam poznać Burmistrza gdy byłam prezesem Chęcińskiego Uniwersytetu Trzeciego. I wiem, że jest to człowiek, któremu dobo gminy i jego mieszkańców leży na sercu.

 Ileż za jego czasów wybudowano dróg, chodników, ścieżek rowerowych, rond pełnowymiarowych? Ile założono kilometrów nowego, energooszczędnego oświetlenia, ile kilometrów powstało sieci wodociągowej i ściekowej. Za jego kadencji nastąpiła renowacja Rynków Dolnego i Górnego,  ostatnio odnowiono drogi i dróżki w pozostałej części  miasta, nie tak dawno powstała Ścieżka Mnicha i Łokietka.

Nastąpiła renowacja wszystkich obiektów sakralnych w Chęcinach: kościół parafialny,  klasztor bernardynek, klasztor franciszkanów , kościołów zabytkowych w pozostałej części gminy.  Wszystkie szkoły w gminie zostały wyremontowane i ocieplone. Powstały piękne, nowoczesne świetlice i  strażnice. W Chęcinach, na największe uznanie zasługuje renowacja średniowiecznego zamku Królewskiego, odnowienie Niemczówki, zbudowanie na skalę europejską Hali Sportowej, nowego parku i  zalewu w Lipowicy i znane na cały świat  Centrum Edukacji Geologicznej.

Ileż imprez jest organizowanych każdego roku na Rynku i w Hali sportowej, Rynek tętni życiem, przyjeżdżają tysiące turystów i poznają naszą piękną chęcińska ojczyznę.

A teraz czekam na oddanie budynku nowej biblioteki gdzie również dla seniorów i ich działalności, znajdzie się miejsce. Jeszcze chwila a odrestaurowana zostanie dawna synagoga. W tym pięknym i pożytecznym obiekcie znajdzie się Centrum Kultury Żydowskiej w Chęcinach.

Zapewne nie o wszystkim wiem i pamiętam, ale praca Burmistrza  a szczególnie  umiejętność  nawiązywania dobrych kontaktów z ludźmi i motywowanie ich do wspólnej pracy, zasługuje na wysokie uznanie.

Patrzyłam na ludzi zgromadzonych a szczególnie tych z naszej gminy, którzy jak ja zostali zaproszeni na galę, na ich radość w oczach składając serdeczne gratulacje dla naszego włodarza.

Dla przestrogi

Pisać  czy nie pisać?. Zastanawiam się od poniedziałku. Zdecydowałam się, a może komuś się przyda..

Zaczęło się parę lat temu. Czułam, że coś się dzieje z głową i uszami. Szum w głowie towarzyszył mi codziennie. Ponieważ jestem człowiekiem wierzącym w medycynę i  postępy w tej dziedzinie, zaczęłam szukać pomocy. Laryngolog, jeden i drugi, kilkakrotny pobyt na oddziale laryngologicznym w Staszowie gdzie  dostawałam kroplówki, które za zadanie miały złagodzić szumy, wreszcie gdy to nie pomogło, szukałam pomocy w Instytucie Szumów Usznych w Warszawie. Po jakimś czasie doszłam do wniosku, że szkoda czasu i zachodu. Trzeba  się przyzwyczaić.

Z każdym następnym rokiem nie powiem, że szumy były większe, ale czułam, że słyszę niestety, słabiej. Nie to żebym w rozmowie z druga osobą  miała problemy, dobrze słyszałam dzienniki informacyjne w telewizji, ale już gorzej  było ze słyszeniem niektórych  filmów, a zupełnie źle  gdy na sali było wiele osób, które rozmawiały ze sobą. Jak Wam wiadomo lubię przebywać z ludźmi, co tydzień jestem na wykładach CHUTW, i tu zaczynał się problem. Siadałam w pierwszym rzędzie, ale nie zawsze to pomagało. Zdruzgotana wróciłam ze sztuki teatralnej „Ballady i romanse” Mickiewicza.  Rozumiałam jedynie aktora Bilińskiego (mówił wyraźnie z dykcją) natomiast nie rozumiałam co mówiło czworo innych aktorów. I kiedy moje koleżanki wybierały się na następną sztukę zrezygnowałam. Sama myśl, że nie będę mogła chodzić do teatru zasmuciła mnie ogromnie.

 Wreszcie dojrzałam do tego, że trzeba zbadać słuch. Nawet jak na zamówienie, na FB znalazła się reklama. Zadzwoniłam. Umówiono mnie. Tak jak się spodziewałam, po dokładnym, specjalistycznym badaniu, radzono zakupić aparaty, ale przed tym, na próbę, proponowano wypożyczyć  je na całe cztery dni. Zadowolona to nie byłam, gdy okazało się, że aparaty nie najwyższej próby, kosztować będą 10.000zł. Przy mojej  „emeryturze bardzo starego portfela” wydatek to nie mały.

Wróciłam do domu z dwoma aparatami. Okazało się, że lepiej rozmawia mi się, że telewizor też stał się bardziej przyjazny i w sumie wszystko idzie we właściwym kierunku. I tak było do soboty. Jeszcze zjadłyśmy smaczny obiad z córką, gdy nagle PRZESTAŁAM SŁYSZEĆ tak  PRZESTAŁAM SŁYSZEĆ. Z biegiem minut i godzin gdy nic na lepsze się nie zmieniało, zaczęłam co raz bardziej się denerwować, chociaż starałam się być opanowana, aby dodatkowo nie straszyć córki. Ustaliłyśmy, że córka zostanie do poniedziałku, że poszukamy laryngologa itd. Itd. Myśli miałam nieziemskie. Dotychczas nie zdawałam sobie sprawy z tego co to znaczy BYĆ GŁUCHYM.

Córka porozumiała się ze swoja córką w Warszawie, która na pomoc wezwała „sztuczną inteligencję” ( nie zmyślam, nie przesadzam). I ta inteligencja powiedziała jej, że przy takich szumach (był niesamowity)i nagłej głuchocie, można spodziewać się zatoru, wylewu i innych poważnych schorzeń głowy.

Mirunia (moja córka) po dodatkowej rozmowie z pewną pielęgniarką, która jest moją „przyszywaną córką” postanowiły wezwać pogotowie. Pogotowie przyjechało szybko, zbadało i zawiozło mnie do Szpitala Wojewódzkiego. Co się działo w mojej duszy zapewne każdy sobie wyobraża.

W szpitalu, wszystko poszło szybko i sprawnie. Zaprowadzono mnie do lekarza laryngologa. Pan był miły, sympatyczny a ja dokładnie mu opowiedziałam o wszystkim. Po niewielkim zabiegu, oczyszczeniu uszu, ODZYSKAŁAM SŁUCH.

Lekarz wyjaśnił mi wszystko dokładnie, woskowina, która była w uszach, pod wpływem działania aparatów, zatkała dokładnie wszystkie przewody i to było powód głuchoty. Powiedział, że jest to ewidentny błąd osoby, która założyła aparaty bez sprawdzenia woskowiny w uszach.

Piszę o tym dla przestrogi, do tych wszystkich, którzy mogą znaleźć się w podobnej DO MOJEJ sytuacji. Przed założeniem aparatów TRZEBA KONIECZNIE IŚĆ DO LARYNGOLOGA.

Dzisiaj wiem co znaczy być głuchym, to niewyobrażalne kalectwo.

Dla przestrogi!

Pisać  czy nie pisać? Zastanawiam się od poniedziałku. Zdecydowałam się, a może komuś się przyda..

Zaczęło się parę lat temu. Czułam, że coś się dzieje z głową i uszami. Szum w głowie towarzyszył mi codziennie. Ponieważ jestem człowiekiem wierzącym w medycynę i  postępy w tej dziedzinie, zaczęłam szukać pomocy. Laryngolog, jeden i drugi, kilkakrotny pobyt na oddziale laryngologicznym w Staszowie gdzie  dostawałam kroplówki, które za zadanie miały złagodzić szumy, wreszcie gdy to nie pomogło, szukałam pomocy w Instytucie Szumów Usznych w Warszawie. Po jakimś czasie doszłam do wniosku, że szkoda czasu i zachodu. Trzeba  się przyzwyczaić.

Z każdym następnym rokiem nie powiem, że szumy były większe, ale czułam, że słyszę niestety, słabiej. Nie to żebym w rozmowie z druga osobą  miała problemy, dobrze słyszałam dzienniki informacyjne w telewizji, ale już gorzej  było ze słyszeniem niektórych  filmów, a zupełnie źle  gdy na sali było wiele osób, które rozmawiały ze sobą. Jak Wam wiadomo lubię przebywać z ludźmi, co tydzień jestem na wykładach CHUTW, i tu zaczynał się problem. Siadałam w pierwszym rzędzie, ale nie zawsze to pomagało. Zdruzgotana wróciłam ze sztuki teatralnej „Ballady i romanse” Mickiewicza.  Rozumiałam jedynie aktora Bilińskiego (mówił wyraźnie z dykcją) natomiast nie rozumiałam co mówiło czworo innych aktorów. I kiedy moje koleżanki wybierały się na następną sztukę zrezygnowałam. Sama myśl, że nie będę mogła chodzić do teatru zasmuciła mnie ogromnie.

 Wreszcie dojrzałam do tego, że trzeba zbadać słuch. Nawet jak na zamówienie, na FB znalazła się reklama. Zadzwoniłam. Umówiono mnie. Tak jak się spodziewałam, po dokładnym, specjalistycznym badaniu, radzono zakupić aparaty, ale przed tym, na próbę, proponowano wypożyczyć  je na całe cztery dni. Zadowolona to nie byłam, gdy okazało się, że aparaty nie najwyższej próby, kosztować będą 10.000zł. Przy mojej  „emeryturze bardzo starego portfela” wydatek to nie mały.

Wróciłam do domu z dwoma aparatami. Okazało się, że lepiej rozmawia mi się, że telewizor też stał się bardziej przyjazny i w sumie wszystko idzie we właściwym kierunku. I tak było do soboty. Jeszcze zjadłyśmy smaczny obiad z córką, gdy nagle PRZESTAŁAM SŁYSZEĆ tak  PRZESTAŁAM SŁYSZEĆ. Z biegiem minut i godzin gdy nic na lepsze się nie zmieniało, zaczęłam co raz bardziej się denerwować, chociaż starałam się być opanowana, aby dodatkowo nie straszyć córki. Ustaliłyśmy, że córka zostanie do poniedziałku, że poszukamy laryngologa itd. Itd. Myśli miałam nieziemskie. Dotychczas nie zdawałam sobie sprawy z tego co to znaczy BYĆ GŁUCHYM.

Córka porozumiała się ze swoja córką w Warszawie, która na pomoc wezwała „sztuczną inteligencję” ( nie zmyślam, nie przesadzam). I ta inteligencja powiedziała jej, że przy takich szumach (był niesamowity)i nagłej głuchocie, można spodziewać się zatoru, wylewu i innych poważnych schorzeń głowy.

Mirunia (moja córka) po dodatkowej rozmowie z pewną pielęgniarką, która jest moją „przyszywaną córką” postanowiły wezwać pogotowie. Pogotowie przyjechało szybko, zbadało i zawiozło mnie do Szpitala Wojewódzkiego. Co się działo w mojej duszy zapewne każdy sobie wyobraża.

W szpitalu, wszystko poszło szybko i sprawnie. Zaprowadzono mnie do lekarza laryngologa. Pan był miły, sympatyczny a ja dokładnie mu opowiedziałam o wszystkim. Po niewielkim zabiegu, oczyszczeniu uszu, ODZYSKAŁAM SŁUCH.

Lekarz wyjaśnił mi wszystko dokładnie, woskowina, która była w uszach, pod wpływem działania aparatów, zatkała dokładnie wszystkie przewody i to było powód głuchoty. Powiedział, że jest to ewidentny błąd osoby, która założyła aparaty bez sprawdzenia woskowiny w uszach.

Piszę o tym dla przestrogi, do tych wszystkich, którzy mogą znaleźć się w podobnej DO MOJEJ sytuacji. Przed założeniem aparatów TRZEBA KONIECZNIE IŚĆ DO LARYNGOLOGA.

Dzisiaj wiem co znaczy być głuchym, to niewyobrażalne kalectwo.

Teatralny maraton

Moja przyjaciółka  Marysia, która jest wielkim miłośnikiem książki i członkiem różnych gremiów, gdzie się czyta i  dyskutuje o książkach, zaprosiła mnie na spotkanie z panem Janem Englertem, do Biblioteki Wojewódzkiej w Kielcach. Zaproszenie chętnie przyjęłam, bo Pan Jan od dawnych, dawnych czasów jest moim ukochanym aktorem, nigdy jednak nie spotkałam go na żywo, choć oglądałam wiele sztuk, filmów i seriali w Polskiej Telewizji, w których występował ten niezwykły aktor. Najwięcej oglądałam w tym czasie gdy w telewizji królował „teatr telewizji”, na ten dzień czekało chyba więcej niż  połowa Polaków i ja wśród nich. Najbardziej zapamiętałam  „Kolumbów” i młodego Jana w roli Zygmunta. Nie wiem czy najpierw czytałam książkę Romana Bratnego „Kolumbowie” czy było odwrotnie. Wszystko jedno jak było, zarówno książka jak i serial w reżyserii Janusza Morgensterna bardzo mi się podobał , a Pan Jan był niezrównany w swej roli. Wojna ukazana została prawdziwie, w bardzo złożonym świecie,  a mnie ta tematyka jest więcej niż  bliska, przecież jestem dzieckiem wojny. A potem oglądałam seriale „Polskie drogi” Janusza Morgensterna, „Baryton” Janusza Zaorskiego, „Noce i dnie” Jerzego Antczaka, „ Dom” Jana Łomnickiego

Aktor występował w Teatrze Polskim, Współczesnym i Narodowym współpracował z największymi reżyserami kinowymi i teatralnymi : Dejmkiem, Andrzejem Wajdą („Kanał” ”Katyń”, „Tatarak”) Kazimierzem Kutzem („Sól ziemi czarnej” i „Perła w koronie”). W „Kanale” wystąpił jako Zefir,  był w tedy uczniem i miał lat 13. Wymieniam tylko te najważniejsze filmy, bo Jan Englert  wystąpił aż w 350 filmach i przedstawieniach  teatralnych. Jest długoletnim wykładowcom w Akademii Teatralnej. Za swą niezwykłą pracę był wielokrotnie nagradzany w kraju i za granicą, wśród wielu nagród i odznaczeń, otrzymał  Komandorski Order Odrodzenia Polski z rąk Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.

Spotkanie związane było z wydaną w roku 2021książką „Bez oklasków”,  jest to wywiad rzeka autorstwa Kamili Dreckiej. Jan Englert opowiada w niej o swoim życiu przez pryzmat historii teatru i kina a nawet Polski. Przy okazji przypominałam sobie nazwiska wielkich aktorów, których oglądałam w latach 60-tych, 70-tych i później, a którzy dla pana Englerta byli mistrzami. Wymienię tylko kilka: Marian Wyrzykowski, Jan Kreczmar, Aleksander Bardini, Kazimierz Rudzki, Janusz Warnecki, Bohdan Korzeniowski, Erwin Axer

Sala wypełniona była po brzegi, po autograf czekało się w bardzo długiej kolejce, a spotkanie było tak samo wyjątkowe, jak sam Pan Jan.

Za parę dni, było inne spotkanie, w innym miejscu i w innej scenerii , spotkanie z aktorem Andrzejem Pieczyńskim. Skorzystałam jak i inni członkowie Chęcińskiego UTW z zaproszenia, do dworu Starostów Chęcińskich w Podzamczu. Pana A. Pieczyńskiego, poznałam wcześniej w  Dniu Narodowego Czytania, w roku 2022, w Parku Miejskim, gdzie deklamował „Pana Twardowskiego” Adama Mickiewicza. Wszyscy czytający, poczuli się pokonani, (chociaż nie o to tu chodziło),  duchem zdruzgotani, gdy porównali swoje czytanie z Jego występem. Potem uczestniczyłam jeszcze w innym spotkaniu, gdzie mogłam zapoznać się bliżej z życiem i pracą artystyczną Pana Andrzeja. Natychmiast stał mi się bliskim człowiekiem, tym bardziej, że zamieszkał w naszym pięknym rejonie chęcińskim, a więc jest naszym sąsiadem.

„Podwieczorek u starosty”, pod honorowym patronatem Marszałka Województwa Świętokrzyskiego Andrzeja Bętkowskiego, będzie imprezą stałą,  cykliczną, co miesięczną. Pan Andrzej wystąpił z monodramem „Bal u Salomona”, którego twórcą był Ildefons Gałczyński w okresie międzywojennym. Powiem szczerze nie rozumiałam o czym ten bal mówi, to też pozwolę sobie przytoczyć słowa Jana Błońskiego, który pisze „ O Balu trudno mówić jasno (….) Nic nie jest wyjaśnione (…) wszystko jest dowolne. Przepływamy ze sceny w scenę, jak we śnie. Nic, tylko zmienne nastroje, symfonia niezrozumiałych wzruszeń. Świat staje przed nami w oczywistości nonsensu” Świat? Właśnie świat. Bal u Salomona – to Życie. Życie absurdalne, a jednak cudowne”.

Ale jaka to była gra? Brak słów, żadne moje słowa nie są w stanie opisać tego co widziałam i co czułam. To był monodram  W NIE ZIEMSKIM WYKONANIU PO PROSTU CUDO.     

Spotkanie następne odbędzie się 30 marca o godz. 18,30, spieszcie się i rezerwujcie miejsce. Tym razem wystąpi Pan Wiktor Zborowski z Sienkiewiczem.

W ostatnią niedzielę, 26 lutego, w hali sportowej w Chęcinach,  która na ten czas zamieniła się w najprawdziwszy teatr, odbyło się spotkanie grupy senioralnej  Teatru Grodzkiego z mieszkańcami  Chęcin. Teatr, od 10 lat prowadzą Dorota Anyż z mężem Arturem. Grupa senioralna w której występują członkowie CHUTW  przygotowała dotychczas 7 różnych spektakli. W niedzielę wystąpiła z 5 etiudami teatralnymi, cztery z nich były premierami, jedną  znaliśmy wcześniej, a mianowicie „Dziewczyna i diabeł”.

Na początku  pisałam o wielkich aktorach, których zna Polska, Europa, Świat, a tu piszę o aktorach amatorach, w  wieku emerytalnym, którzy polubili środowe próby i występy w bliskim środowisku. Chociaż sama nie jestem członkiem tego  zespołu, to wiem jak pracuje, bo Tereska, jedna z gwiazd teatralnych, przybiega po każdej próbie i opowiada, raz, że zapomina tekstu, że nie ma właściwego stroju, lubi to a nie tamto. Widzę jak się denerwuje, jak bardzo chce perfekcyjnie wykonać  każda rolę. Mówi co jej pasuje a co nie. Najlepiej lubi rolę diabła i księdza. Martwi się jak podoła roli „matki kozy”, nie bardzo jej pasuje rola starego, choć mądrego człowieka. Jestem pewna, że pozostałe moje koleżanki i koledzy-aktorki i  aktorzy, przeżywają podobnie.

Ostatnie przedstawienia, były świetne. Wspaniała gra, ciekawa scenografia. piękne stroje, dbałość o każdy szczegół. Mogą konkurować z innymi zespołami. Wczoraj byłam szczęśliwa, patrząc  na nich a i na salę gdzie zebrała się bardzo liczna publiczność, która nagradzała występujących licznymi brawami a pożegnała  na stojąco. Jesteśmy dumni z naszych artystów. Pan Burmistrz miał rację mówiąc, że Teatr Grodzki, to prawdziwa chluba Chęcin.

Gratuluje Wam koleżanki i koledzy!

Narodowe czytanie rok 2022 „Ballady i romanse”. W środku Pan Andrzej Pieczyński i Burmistrz Robert Jaworski

Zdjęcie środkowe „Bal u Salomona” Andrzej Pieczyński

Zdjęcie pierwsze – okładka książki „Bez oklasków”